środa, 8 sierpnia 2012

Rozdział 7 - Maleńkie komplikacje.


Nie odzywał się do niej przez kilka następnych dni. Czuł się upokorzony, kiedy po upojnym spotkaniu zaczęła przystawiać się do jego najlepszego przyjaciela, w jego obecności, jak gdyby nigdy nic się nie wydarzyło. Zauważał jej ukradkowe spojrzenia. Była cierpliwa. I przebiegła. Wiedziała, że w końcu znowu zacznie czuć naturalną męską potrzebę, a wtedy przyjdzie do niej jako pierwszy, błagając o przebaczenie oraz prosząc o kolejną wspólną chwilę. Jej niedoczekanie. Huncwot ma swoją dumę. Raz upokorzony nie pozwoli sobie na następne znieważenie.
Wyszedł ze szkoły i skierował się na błonia. James już tam był, jak zwykle oparty o pień ich ulubionego drzewa. Obok niego siedział Peter, w pozie nazywanej „po turecku”. Remusa nie było i zapewne nie prędko przyjdzie, ponieważ musi dokładnie nadrobić stracone godziny lekcyjne, podczas których leżał w szpitalu. A Rogacz będzie mógł sobie wszystko w skrócie przepisać i Huncwoci znów będą mieli czas na wymyślenie kolejnego żartu. Albo potyczki z Lily.
Mecz został zaplanowany na końcówkę kwietnia, czyli mieli do niego tydzień. To dosyć mało czasu, zważywszy, że ich szukający miał kontuzję nogi i musi wrócić do formy.
Po drodze obrócił się za sympatycznie wyglądającą brunetką, która podciągnęła spódniczkę trochę wyżej niż powinna, ukazując zgrabne uda. Cmoknął ustami, a kiedy się odwróciła pokazał jej kciuk uniesiony w górę i błysnął zniewalającym uśmiechem. Zarumieniła się i wygładziła materiał na pupie. Zaśmiał się do siebie i dotarł pod drzewo.
- Łapo, przestań podrywać drugoklasistki, co? – zagadnął James, unosząc głowę i zasłaniając oczy przed słońcem ręką, chcąc spojrzeć na stojącego Syriusza.
- Nie wyglądała na drugą klasę – burknął niczym niezniesmaczony i usiadł obok nich.
- Coś tu za cicho – stwierdził, po chwili milczenia.
- W tym się mogę zgodzić – poparł go Potter.
- I dawno nie było o nas słychać.
- Dokładnie.
- Myślisz o tym samym?
- Z całą pewnością – odpowiedział James z szerokim uśmiechem. Syriusz odpowiedział tym samym i wyciągnął Mapę Huncwotów.
- Przysięgam uroczyście, że knuję coś niedobrego – wypowiedział nadając słowom lekko wyraźnej czci i rozłożył strony. – Malfoy w kiblu. Zapewne ma małe problemy po tej czekoladzie, którą mu podrzuciłem.
- Podrzuciłeś mu czekoladę? – zapytał zdziwiony Rogacz, unosząc brwi.
- Aha – potwierdził.
- Co w niej było?
- Specjalna mieszanka.
- Czyli?
- Czyli jak mieć gówniany dzień – poruszył brwiami. James roześmiał się.
- Wróćmy do mapy. Hm… Profesorki nie widzę, a Smarkerus jest… o! Właściwie to sam się pcha w nasze rączki. – dopowiedział zadowolony.
- Evans? – zapytał Potter, ściągając okulary, aby przetrzeć szkiełka szatą.
- W dormitorium. S a m a. – podkreślił.
- Nie kantujesz?
- Swojego najlepszego kumpla? Nie mógłbym – odparł tonem niewiniątka. James przyglądał mu się chwilę z poważną miną, a w końcu skinął lekko głową i założył okulary. Wstał.
- Wybaczcie panowie. Mam ważną sprawę do załatwienia.
- Panowie? – zdziwił się Syriusz i spojrzał w lewo, gdzie cicho siedział Peter. – Glizdogon! Zapomniałem, że tu jesteś, chłopie. Czemu nic nie mówisz?

Wyrzuciła wszystkie ubrania z szuflady na ziemię. Sprawdziła szafę współlokatorek, sprawdzała w każdej kieszeni. Zniknęły. Jak kamień w wodę. Zdenerwowana zrzuciła kołdrę na podłogę, następnie poduszki i pościel. Efektem było tylko zakrycie ostatniego fragmentu podłogi. Zaklęła sama nie wiedząc kiedy. Wzięła dwa głębokie wdechy i spróbowała jeszcze raz. W każdej szufladce. Od początku. W pierwszej znalazła parę notesów z notatkami z tamtego roku, które uznała za przydatne również i w tym.  W kolejnej mały składzik na gumki do włosów, lakiery do paznokci oraz kolczyki i bransoletki. Następna zawierała schowek na słodycze Mary. Dorcas kilka razy chciała je po kryjomu wyrzucić i zmusić koleżankę z pokoju do diety. Lily wcale nie przeszkadzało, że szatynka jest lekko puszysta. Ona sama wolałaby więcej ważyć. Nagła myśl zaświeciła jej w głowie. Odkręciła spód lampki stojącej na stoliku. Znalazła. To tam je schowała żeby nikt nie widział jak je bierze. Tabletki nasenne produkowane wśród Mugoli, nie byłyby zbyt mile widziane w Hogwarcie.  Wyciągnęła jedną i już miała włożyć do ust, kiedy ktoś stojący z tyłu złapał ją za rękę. Serce zabiło jej  mocniej ze strachu.
- Co to jest? – zapytał Potter nie puszczając jej nadgarstka. Odwróciła się. Nie miał zbyt wesołej miny, ogólnie nie był zadowolony. Wyglądał raczej jak mężczyzna, który ma zamiar wybić kobiecie złe myśli z głowy. Dosłownie.
- Witaminy – odparła gniewnie i szarpnęła ręką. Nie puścił jej.
- Niezbyt ci wierzę – powiedział jej.
- Wcale mi na tym nie zależy - odparła i znów szarpnęła ręką. Kolejny raz bez efektu. – To boli, palancie.  – Puścił ją, ale nie odsunął się, stojąc na tyle blisko, że mógł w każdej chwili wytrącić jej tabletkę z rąk. A właściwie. Pacnął ją w rękę i pigułka potoczyła się po podłodze.
- Patrz co zrobiłeś! – krzyknęła na niego i już chciała rzucić się za ukochanym środkiem nasennym, kiedy zaplątała się nogą w prześcieradło i gdyby nie dłonie Jamesa, leżałaby jak długa, może nawet z rozciętym czołem.
- Patrz co ty robisz – odpowiedział jej. Przekręciła się w jego ramionach tak, że znalazła się z nim twarzą w twarz i zamarła. W jego oczach nie było złości. Tylko coś głębszego. Więcej uczucia, jakby morze płynnej ciemnobrązowej czekolady zaczęło falować, przygotowując się do sztormu. To na pewno nie było zdenerwowanie. Raczej troska. O właśnie. James, jako mężczyzna, chciał ją chronić. Opiekować się. Ale ona nie potrzebuje opieki.
- Puszczaj! – warknęła przez zęby. Nie poluźnił uchwytu. Może nawet go ledwo wyczuwalnie wzmocnił. Ich spojrzenia toczyły walkę. Pragnienia również. Wargi jej zaschły, a podświadomość czekała na czuły pocałunek, który miał zapieczętować jego ochronę nad nią. Tętno przyśpieszyło. Zaczęła nawet odczuwać dziwne iskry w dole pleców. Przez tą krótką chwilę James nie był już dla niej dzieckiem. Nawet nie zdawała sobie sprawy, że teraz z łatwością mógłby zgnieść jej ciało na podłodze i zrobić co będzie chciał. Miał na to dosyć siły. I chociaż mogła krzyczeć, to przecież dzień jest zbyt ładny, aby ktokolwiek siedział teraz w Pokoju Wspólnym.
- Boisz się, Evans? – zapytał, bezbłędnie odczytując jej zachwiane emocje. Potrząsnęła lekko głową i kosmyk włosów opadł jej na czoło.
- Ciebie? – prychnęła. Puścił jej rękę i powoli podniósł. Najdelikatniej jak potrafił odgarnął jej zbłąkany loczek i założył go na ucho. Zieleń w głębiach oczu rozbłysła. Ciało zadrżało na tą nieoczekiwaną pieszczotę. Jak ktoś tak delikatny miałby ją skrzywdzić? Poczuła się jak idiotka, kiedy zdała sobie sprawę, że wzięła Pottera za zagrożenie t e g o typu. Może i jest nabuzowanym łbem, ale nigdy nie skrzywdziłby kobiety. W końcu to Huncwot, a oni mają swój honor.
Zniżył głowę tak, że znalazła się teraz niebezpiecznie blisko niego. Ale mimo to nie poruszyła się. Wszystkie dziewczyny, z którymi był, zachwalały jego pocałunki. Musiała się sama przekonać czy to prawda. I wtedy czar prysł. W kieszeni Pottera coś się odezwało. Głos, który do złudzenia przypominał dźwięk barytonu Syriusza. Bo to był Black. James zaklął cicho, ale pomimo tego usłyszała co powiedział i przyznała mu rację. Z przerażeniem.
Wyrwała się z jego ramion, podnosząc nagi, aby prześcieradło się odplątało i uciekła na najdalszy kąt pokoju.
- Gdzie ty jesteś, stary? Smark już tu jest.
- Znowu chcecie się znęcać nas Severusem!? – krzyknęła.
- Czy to Ruda? – zapytał Black z lusterka.
- No nie. Myślałam, że dorośliście. Ale jak widać bęcwały zawsze pozostaną bęcwałami.
- Czyli nie w porę? – zapytał głos z lusterka. – Wybacz, Rogacz. Powodzenia.
James westchnął, zastanawiając się nad głupotą przyjaciela. Przecież Syriusz wiedział, że idzie do Lily!
Spojrzał na dziewczynę. Miał niepowtarzalną okazję.
- Obiecuję, że zostawię Smarkerusa w spokoju, jeżeli powiesz mi co łykasz – powiedział i usiadł na miękkiej stercie ubrań. Zamrugała oczami jak mała dziewczynka. Zaufać Potterowi? To największe głupstwo jakie słyszała. Jemu nie da się ufać. Wszystko co robi obraca na własną korzyść. Myśli tylko o sobie. Nadęty bufon. Schyliła się i podniosła poduszkę z podłogi, aby następnie nią rzucić. Dostał w ramię i roześmiał się. Nie drwiąco. Prawdziwie, jakby jej wysiłki naprawdę były zabawne. Poczuła buzującą w sobie złość.
- Poduszki mają mnie przestraszyć?
- Wypędzić.
- Niestety, słabo działa. – Podniósł poduszkę i położył ją sobie na kolanach. Ugiął łokcie i oparł się o nią wpatrując się intensywnie w Lily. Poczuła ciarki, ale nie dała tego po sobie poznać.
- Nie sypiam – odezwała się cicho. Uniósł brwi.
- Nie słyszałem.
- Nie mogę spać, dobra? – powtórzyła nieco głośniej. – To jest mugolska tabletka. Pomaga zasnąć, kiedy tego potrzebujesz. Nic szkodliwego. Zadowolony?
- Po pierwsze, słabo wierzę, że to jest nieszkodliwe, a po drugie to czemu nie możesz spać? To proste, zamykasz oczy, myślisz o mnie i…
Prychnęła przerywając jego wypowiedź.
- No co? – zapytał zdziwiony.
- To nie jest żart, Potter. Możesz stąd wyjść?
- Czemu chcesz spać w ciągu dnia? Od tego jest noc albo…
- Wynoś się! – krzyknęła zaskakując samą siebie. I Jamesa przy okazji też. Wstał, a poduszka opadła na stertę rzeczy.
- Dobra. Jak sobie życzysz – odpowiedział niezbyt przyjemnym tonem i wyszedł zostawiając ją samą, choć wiedział, że nie powinien.
Wyciągnęła różdżkę i wypowiadając zaklęcie przywróciła porządek pokojowi. Po jej policzkach spływały słone łzy. Nie chciała żeby tak to wyglądało. Nikt nie miał się dowiedzieć, ale on jak zwykle musiał wetknąć nos w nie swoje sprawy. Na szczęście nie wie czemu nie może spać. I w najbliższym czasie nie powinien tego odkryć.

Wściekły wracał do szkoły z torbą na ramieniu. James się nie pojawił, chociaż wiedział, że mają niesamowitą okazję. Publiczność, Smarkerusa i Huncwotów w komplecie. To mogło być lepsze niż zabawa w piątej klasie, kiedy to Evans pokazała na co ją stać, gdy Sark nazwał ją szlamą.  O tak. Teraz Ruda by im nie przerwała i może nawet gatki tego tłustowłosego wreszcie spadłyby na dół pokazując, jaki to on jest „męski”. Syriusz zaśmiał się sam do siebie. Ciekawe czy on w ogóle coś ma w tych spodniach. Pięć lat temu przerwał im Remus. Zniesmaczony poprosił, aby go zostawili tym razem. Zgodzili się. Dla przyjaciół robi się wszystko, i poświęca wszystko. W końcu to oni nadają barw temu światu razem z miłością. Prychnął. Miłość. Co to jest? Ona nie istnieje, istnieje tylko pociąg fizyczny większy do pewnej osoby na określony czas, a później małżeństwo zostaje małżeństwem ze względu na dzieci, ale i tak każde z nich ma jakiegoś partnera u boku.
Jules siedziała na ziemi koło jego dormitorium. Uniósł brew widząc ją, ale ominął jej postać, nie zaszczycając nawet słowem powitania.
- To już się nie znamy? – zawołała za nim, a Black odwrócił się.
- Ostatnim razem wydawało mi się, że bardziej chcesz poznać mojego przyjaciela niż mnie. – odpowiedział. Uśmiechnęła się, wstała i odrzuciła włosy do tyłu. Jej spódniczka była podniesiona najwyżej jak to możliwe, a koszulka zniknęła pod spodem. Nie miała na sobie szaty, dzięki czemu jej kobieca sylwetka była bardzo uwydatniona.
- Syriusz Black zazdrosny? – zapytała chytrze i oparła ręce na biodrach. – Niespotykane.
- Nie zazdrosny. Zaspokojony. – Jej mina była tego warta. Otworzyła usta, a jej policzki przybrały czerwony odcień. Swoją drogą wyglądała mniej ponętnie złoszcząc się niż Evans. Może dlatego, że ten rudzielec jest wprost stworzony do gniewu i wyżywania się na jego najlepszym przyjacielu.
- Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo – warknęła.
- Tak, tak – mruknął od niechcenia odwrócił się i ruszył przed siebie. Dopóki nie dostał zaklęciem Petryficusa w plecy. Runął na ziemię, niezdolny do poruszenia żadnej kończyny. Ellie przewróciła go na plecy ze słodką minką. Usiadła na nim okrakiem i wyciągnęła szminkę. Patrzyła na niego, powoli wysuwając czerwoną zawartość, przekręcając dół mazidła.
- Wiesz, Syriuszku, ze mną się nie zadziera  – powiedziała i zaczęła na jego twarzy coś malować. Na koniec przejechała szminką po własnych ustach i pocałowała go w policzek. – Do zobaczenia, moja miłości. 
***
Dzisiaj przeniosłam się na blogspot, gdyż trzy razy próbowałam opublikować ten post na Onecie i trzy razy został on skasowany. Rozdział z dedykacją na szczęście dla Mickey, które będzie się starała o przyjęcie do wymarzonej szkoły przy trzecim naborze. Naprawdę na to zasługuje i będzie świetna na profilu, który chce wybrać, więc trzymajmy kciuki. Mocno. 

7 komentarzy:

  1. normalnie zakochałam się w tym blogu, a raczej opowiadaniu :) długo szukałam świetnego opowiadania o tej tematyce :)
    notka boska i czekam z niecierpliwością na next :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajne opowiadanie :3 Doszukałam się kilku błędów logicznych, ale większość i tak nie zwraca na nie uwagi. W każdym bądź razie, czekam na nowy i pozdrawiam! :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Po długiej walce z Onetem wreszcie udało mi się dodać notkę! Zapraszam na rozdział pod tytułem "Plotki" na liliowa-magia.blog.onet.pl.
    Obiecuję w najbliższym czasie poprzypominać sobie Twoje notki i wszystko nadrobić : >
    Olar

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetne opowiadanie! W końcu znalazłam coś godnego uwagi :) Czekam na dalszą część.

    OdpowiedzUsuń
  5. Chciałabym poinformować, że blog liliowa-magia.blog.onet.pl został przeniesiony na blogspot i funkcjonuje teraz pod adresem liliowa-magia.blogspot.com. Oprócz tego informuję, że pojawiła się tam nowa notka : >

    PS: Kiedy pojawi się u Ciebie coś nowego?

    OdpowiedzUsuń
  6. Ciekawy blog, zaskakujące notiki ;d Zapraszam do mnie http://magiczne-zycie-evans.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  7. Chciałabym Cię zaprosić do Liebster Award. Więcej informacji znajdziesz na moim blogu, w menu po prawej stronie.

    Co z Tobą?

    OdpowiedzUsuń