środa, 8 sierpnia 2012

Rozdział 1 - Przeszłość mija się z teraźniejszością.

- Potter, czy ty możesz się wreszcie odwalić!? - Ciszę w Pokoju Wspólnym gwałtownie przerwał krzyk młodej dziewczyny. Siedziała z książką na kolanach starając się cokolwiek przeczytać. Choć jej migdałowe oczy śledziły kolejne linijki, nic z przeczytanego tekstu nie zrozumiała. Jej piegowate policzki przybrały kolor, podobny do ciemno-rudych kosmyków spływających luźno na jej ramiona.
- Nie mogę – odparł chłopak, który teraz próbował wyrwać dziewczynie książkę. James jest jednym z najprzystojniejszych uczniów płci męskiej, uczęszczających do Hogwartu. Szkoła Magii i Czarodziejstwa przyjmuje odmiennych ludzi, posiadających magiczne zdolności, którzy od jedenastego roku życia uczą się tu panować nad swoją mocą oraz poznają nowy świat, zupełnie odmienny od naszego.
- To chociaż spróbuj - warknęła dziewczyna i przerzuciła włosy przez ramię.
- A co będę z tego miał? – zapytał.
- Frytki, jak sobie kupisz - odparła, nie odrywając wzroku od książki.
- Evans. Zgódź się na jedną randkę, a przyrzekam, że więcej nie będę uprzykrzał ci życia. - Rudowłosa z hukiem zatrzasnęła książkę, a w Pokoju Wspólnym zrobiło się nagle wyjątkowo cicho.
- Słuchaj, Potter - warknęła i podniosła się z kanapy, stając z chłopakiem twarzą w twarz. Nie zrobiło na niej wrażenia to, że jest o głowę niższa od niego ani to, że z pewnością jest słabsza. Spojrzała na jego znienawidzoną twarz, a podczas przemowy z jej oczu tryskały iskry wściekłości. – Nie umówiłabym się z tobą nawet wtedy, kiedy mieliby wysadzić tę szkołę, a my moglibyśmy ją uratować tylko w ten sposób ani wtedy, gdy ci coraz silniejsi, pieprzeni śmierciożercy traktowaliby nas cruciatusem, a to byłaby ostatnia deska ratunku, ani nawet wtedy, kiedy podarowaliby mi miliard dolarów za jedną randkę! - wykrzyczała, po czym zamachnęła się na jego policzek. James, jako szukający gryfonów, obdarzony niezwykłą zwinnością, powstrzymał rękę dziewczyny, zanim ta zdążyła zostawić na jego policzku trwały ślad po uderzeniu.
- Nie przeginaj, Evans – warknął, odważnie patrząc w zielone oczy dziewczyny. Każdy inny w takiej sytuacji uciekałby w popłochu, nie wychodził przed zmrokiem i unikał pustych zaułków. Jednak ona dalej stała wpatrując się groźnie w jego twarz, nie przejawiając żadnych oznak przestraszenia.
- No to spieprzaj, Potter. – Wyszarpnęła rękę. Wszyscy powrócili do swoich rozmów, uznając to za koniec przedstawienia. Rogaty uśmiechnął się drwiąco, potargał swoje i tak już potargane włosy, i przybrał wyluzowaną, jak zawsze dla niego, pozę. - Hej, Lily! - wykrzyknął na tyle głośno, aby wszyscy w Pokoju usłyszeli. Osiągnął, co chciał, kiedy po raz drugi tego dnia ludzie przerwali swoje rozmowy i skierowali swój wzrok na nich. - Czemu zawsze robisz się taka czerwona, kiedy mnie widzisz? - zapytał z drwiną. Ruda poczerwieniała jeszcze bardziej, ale nie odwróciła swojego wzroku. Chcesz wojny?, pomyślała. Dobra.
- Bo zawsze, kiedy cię widzę wstrzymuję oddech, żeby nie czuć twojego smrodu. Może nie wiesz, ale kiedy brakuje świeżego - postawiła nacisk na słowo „świeżego” - powietrza, robisz się czerwony – odpowiedziała wystarczająco głośno, aby usłyszał to każdy. Na Sali rozległy się pojedyncze śmiechy. Nikt nigdy nie odważał się odpyskowywać Potterowi. Lily była pierwszą, która się na to zdobyła.
- W takim razie dalej będę ci zanieczyszczał powietrze. W końcu… kiedyś trzeba złapać oddech. - Znowu bezczelnie się uśmiechnął pokazując swoje białe zęby. Lily krzyknęła z bezsilności. Złapała swoje książki i podążyła w stronę damskiego dormitorium.
- Hej, Evans! Nie odchodź! - Usłyszała za sobą krzyk Pottera, ale nie odwróciła się prawie biegnąc przed siebie. Wpadła jak burza do pokoju wspólnego zatrzaskując za sobą drzwi.
- Jak ja go nienawidzę! - krzyknęła. Dziewczyny spojrzały na nią ze współczuciem.
- Znowu Potter? - zapytała Dorcas, jakby czytając jej w myślach.
- Kretyn, idiota, pajac, debil, niedorozwinięte dziecko! - Chodziła w kółko zdenerwowana - Ciota, głupek i… i… - Ręce jej drżały. Biegała od łóżka do łóżka zbierając poduszki i każdą ciskając w ścianę. - Nienawidzę go! Dlaczego nie może zniknąć!? Niech wpadnie pod bijącą wierzbę, albo chociaż spadnie z miotły. A najlepiej i jedno i drugie! - krzyczała dalej rzucając niewinnymi poduszkami. Współlokatorki stłumiły śmiech.
- Lily, zostaw poduszki w spokoju. One ci nic nie zrobiły - zaczęła nieśmiało Mary Macdonald. Jedna z najlepszych przyjaciółek Rudej. Dziewczyna rzuciła ostatnią poduszką w ścianę i osunęła się bezsilnie na ziemię.
- Dlaczego on nie może się odwalić? - zapytała.
- Bo… - zaczęła Mary, ale w tym momencie wtrąciła się Dorcas.
- Bo jesteś śliczna, utalentowana i masz takie rażące oczy - odparła uśmiechając się. Lily odwzajemniła uśmiech i wstała.
- Nie mam zamiaru przejmować się Potterem – oznajmiła - To jest tylko niedojrzałe umysłowo coś, co ciągle za mną łazi i próbuje poderwać.
- Właśnie taka postawa jest najlepsza - zaśmiała się Mary.
- Tyle, że przystojny ten idiota - wypaliła Dorcas. - No, co? - zapytała widząc zdziwiony, pomieszany z niedowierzaniem, wzrok przyjaciółek.
- Jest twój- oznajmiła Lily i poszła do łazienki odświeżyć swój makijaż.
- Ależ ja go nie chcę! – Usłyszała jak woła za nią szatynka. – Ja tylko stwierdzam fakt! Lily! – Jednak Ruda nie odpowiedziała. Spojrzała w lustro i westchnęła do swojego odbicia. Potter łaził za nią od pierwszej klasy. Na początku tylko mówił o sobie i starał się jej przypodobać. Jednak wszystko zmieniło się gdy mieli trzynaście lat.


- W ciągu ostatniego miesiąca nauczyliśmy się teorii kilku zaklęć obronnych. Teraz czas je wypróbować w praktyce - zaczęła Merrythought Galatea, profesor obrony przed czarną magią.- Każdy będzie miał okazję wykazać się swoimi umiejętnościami magicznymi w pojedynku. Zaczniemy od przydzielenia was w pary. Ten, kto przegra idzie na lewą stronę podium, a wygrani przechodzą na prawą. Zaczynamy!
Na sali rozległy się odgłosy wypowiadanych zaklęć przez uczniów. Wszędzie migotały przeróżnego koloru światła, powalając przeciwników na ziemię i wyłaniając zwycięzców. Wygrani rozglądali się dookoła, podchodzili do innego wygranego i rozpoczynali walkę od nowa. Pół godziny później na nogach stał jeszcze James, Syriusz, Shia, Lily, Nick i dwóch uczniów z Ravenclaw. Przegrani uczniowie stanęli obok maty, tworząc publiczność i  podziwiając całą siódemkę oraz ich zdolności magiczne. Pani profesor rozejrzała się po sali i weszła na podium.
- Dobrze. Panie Potter, zmierzy się pan z… - zaczęła i jeszcze raz przeleciała wzrokiem po pozostałych. Zmarszczyła brwi, chwilę się zastanowiła i powiedziała:
- Z panem Fritzem. Gotowi? Trzy… Dwa… Jeden!
Na Sali rozległy się okrzyki kibiców. Połowa wykrzykiwała „Shia”, a druga starała się ich przekrzyczeć, krzycząc „James”.
- Expelliarmus! - Rzucił zaklęcie Potter, jednak Fritz łatwo je zablokował. Oboje patrzyli na siebie z nienawiścią w oczach. Mierzyli się wzrokiem, jakby chcieli wyczytać kolejny ruch przeciwnika.
- Rictusempra!- Rogacz uskoczył w bok i ominął zaklęcie wypowiedziane przez Shię, które ugodziło jednego z widzów, stojących za nim. Uczeń upadł na ziemię, a naokoło niego zrobił się spory tłumek. Lily przecisnęła się przez uczniów i podeszła bliżej spostrzegając swojego najlepszego przyjaciela. Snape leżał na wznak, cicho pojękując.
- Nic ci nie jest, Sev?- zapytała z troską, patrząc wilkiem na Shię. I pomyśleć, że chciała się z nim bawić!
- Nie.- Pomogła mu wstać.Sev trzymał się jeszcze jedną ręką za brzuch i starał się nie zwracać uwagi na śmiech Blacka, że oto dziewczyna musi mu pomagać stawać na nogi, bo sam jest zbyt wielką łamagą, aby uczynić coś tak "trudnego"
- Masz dość!?- zapytał Ślizgon. Potter roześmiał się głośno, z powrotem zwracając na siebie uwagę sali, i rzucił kolejne zaklęcie rozbrajające.
- Przestań grać wielkiego gościa, Fritz. Wszyscy wiemy, że jestem lepszy.
- To się jeszcze okaże!- ryknął rozgniewany przeciwnik, rzucając kolejne zaklęcie w stronę okularnika. 
- Oj, okaże, okaże, a nawet szybciej niż myślisz -  wykrzyknął Potter zwinnie blokując zaklęcie, na co damska część widowni zgodnie westchnęła, zachwycona. - Leżeć! - dodał obraźliwie i ugodził go zaklęciem rozbrajającym. Shia został odrzucony na parę metrów do tyłu, po czym z głośnym łoskotem upadł na matę. James z szerokim uśmiechem odwrócił się do klaskającej widowni, ukłonami przyjmując słowa pochwał i podziwu.
- Ktoś jeszcze chce się zmierzyć z panem Potterem? - zapytała w końcu  zrezygnowana pani profesor, mając dość tej całej farsy. James przejawiał świetne zdolności w dziedzinie obrony przed Czarną Magią. Przez chwilę na Sali panowała zupełna cisza, aż w pewnej chwili rozległ się wysoki, damski głos.
- Ja.
Spośród tłumu wyszła niska dziewczyna z gęstymi, ciemno rudymi włosami i uderzająco ciemnymi włosami. Była bardzo niska, a jej dziecięca twarzyczka dopiero nabierała wyraźnych rysów. Na maleńkim i lekko zadartym nosku zaczęły się pojawiać coraz to widoczniejsze piegi. Zacisnęła różowe usta w podkówkę, dzięki czemu wyglądała na jeszcze młodszą niż była. Pod jej obcisłą bluzeczką nie było widać żadnych zadatków na piersi, przez co wcześniej została automatycznie skreślona z listy do zdobycia, Pottera. Do tej pory nie zwracał na nią większej uwagi. Naśmiewał się tylko z oznak kujoństwa, jakie przejawiała. W ciągu tych trzech lat nie spotkał jej jeszcze bez ani jednej książki w ręku.
- Daj spokój Evans. Nie mam zamiaru odsyłać cię do pani Pomfrey. - odezwał się chłopak na jej widok. Taka kruszyna miałaby dać sobie z nim radę? Lily prychnęła zdegustowana jego pewnością siebie i z wyciągniętą różdżką stanęła naprzeciwko Pottera.
- Za to ja bardzo chętnie cię wyślę do skrzydła szpitalnego - odparła. Nauczycielka, słysząc jej słowa, uśmiechnęła się delikatnie.
- W takim razie zaczynajcie, moi drodzy - powiedziała i zeszła z maty, w duchu zaciskając kciuki za Lily. W końcu ktoś utarłby nosa temu dzieciakowi Potterów.
- Expelliarmus!- wrzasnął chłopak, jednak zanim zaklęcie dosięgnęło rudej, ta zwinnie uskoczyła w bok i uśmiechnęła się drwiąco.
- Tylko na tyle cię stać Potter? Od razu Expelliarmus?- zapytała. James poczerwieniał na twarzy i trochę zdenerwowany rzucił następny czar, ale i tym razem Lily udało się go uniknąć.
- Tarantallegra!- wypowiedziała zaklęcie, które ugodziło Rogacza w pierś. Po setnej sekundy napiętej ciszy jego nogi zaczęły tańczyć jakiś dziki taniec. Na całej sali rozległ się gromki śmiech, a Lily uniosła kąciki ust.
- I co? Uważasz się za takiego Casanovę, ale tańcem to ty się raczej popisać nie możesz. - Cofnęła zaklęcie.
- Rictusempra!- krzyknął od razu, zdenerwowany z przeżytego właśnie upokorzenia. Lily uśmiech zniknął z twarzy, kiedy dostała urokiem w brzuch. Odleciała do tyłu i z jękiem upadła na plecy. Krótkie włosy opadły jej na oczy. Odgarnęła je ręką i przerzuciła do tyłu.
- Nie lekceważ przeciwnika, Evans! - pouczył ją James. Stanęła na nogi. Spojrzała mu odważnie w oczy i uniosła różdżkę. Natrafiła wzrokiem na jego oczy, a niemiły prąd przeszedł od szyi aż do nóg. Stała jak sparaliżowana starając się zobaczyć, czy i on to odczuł. Kąciki ust uniósł w górę, rzucając nieme wyznanie. O nie! Nikt nie będzie lekceważył Lily Evans!
- Expelliarmus! - Rzuciła zaklęcie tak szybko, że zanim ktokolwiek zdążył się zorientować, Potter leżał na macie, a jego różdżka poszybowała w kierunku dziewczyny, która sprawnie ją złapała. Ciszę, jaka zapanowała, przerwały gromkie oklaski i okrzyki. Uśmiechnęła się do siebie.



Do dzisiaj jest na siebie zła, że go wtedy pokonała. Od tamtej pory łazi za nią krok w krok, targa te swoje napuszone włosy za każdym razem, kiedy przebywa w pobliżu i ciągle pyta o jedno.
„Umówisz się ze mną, Evans?” Te słowa wciąż grają w jej głowie, przybierając ton głosu podobny do jego. Nigdy nie zgodziła się na jedną randkę. Widzi w nim tylko zarozumiałego i zapatrzonego w sobie palanta, który znęca się nad gorszymi. Nie o to chodzi, że jest zły. Przecież gdyby tak było, nie byłby w Gryffindorze. Jest po prostu dużym dzieckiem, które za nic nie stara się dorosnąć. A ona musi dorosnąć, bo przecież jest sama. Nikt w jej rodzinie nie był czarodziejem. Co pocznie, kiedy skończy szkołę? Musi się nauczyć samodzielności, odpowiedzialności, punktualności, silnej woli, opanowania, zręczności, zadbania o siebie i innych.
Gdyby wtedy pozwoliła mu wygrać, to może w końcu by się odczepił, uważając, że jest tak słaba jak reszta. Jednak nie! On musi, po prostu musi uprzykrzać jej życie. Jej i Severusowi. Chociaż nie przyjaźniła się już ze Snapem – nawet nie utrzymywała z nim kontaktu odkąd w piątej klasie nazwał ją szlamą – nie mogła patrzeć na bezkarne znęcania się nad nim. Nie umknęło jej uwagi, że od jakiegoś czasu Potter ilekroć ją widzi, a jest w pobliżu Severusa, to stara się go omijać szerokim łukiem. Zupełnie jakby chciał się jej przypodobać. Udowodnić swoją zmianę. Ale Lily Evans wie, że on się nie zmienił. To wprost niemożliwe.
W ciągu ostatnich kilku lat umówiła się na kilka randek. Żaden jej związek nie wytrzymał dłużej niż trzy miesiące. Lily jest przeciętnej urody. To jej oczy i włosy zawsze przyciągały uwagę. Nie można pominąć, że rozpadające się związki były po części jej winą. W końcu miała bardzo trudny charakter. I chce być idealna. Jednak drugą połową przyczyny był James, który spoglądał wilkiem na kręcących się koło niej chłopaków i jakimś cudem zawsze pojawiał się tam, gdzie oni byli. Choć nie powinien mieć pojęcia, gdzie są.


- Dałem jej fory! - Podniósł swoje ręce w górę, tłumacząc swoją przegraną chłopakom w dormitorium.
- Jasne! - Zaśmiał się Syriusz. - Leżałeś jak długi!
James zrobił urażoną minę i opadł na łóżko. Myślami odpłynął do rudej dziewczyny, która dzisiaj na sali byłą jedyną, która go pokonała. Uczciwie pokonała. Nie mógł się do tego przyznać przed chłopakami, ale taka była prawda. Lily Evans dzisiaj wygrała. Chociaż wiedział, że gdyby walczył z Syriuszem, też nie byłoby łatwo. Ale ona jest dziewczyną! A do tego maleńką oraz zarozumiałą.
I wtedy przestał omijać jej wzrokiem. Spoglądał na nią ukradkiem na lekcjach, na korytarzu, w Pokoju Wspólnym. Szybko dowiedział się, jaka jest inteligentna i zdolna. A do tego w jego oczach rosła na prawdziwą piękność. Chociaż Syriusz nie przyznawał mu racji, twierdząc, że to ruda nudziara, Potter widział w niej fascynującą istotę. Pasowała do niego idealnie! Dostrzegł jak uzupełniali się wzajemnie, będąc swoimi przeciwieństwami.
- Ej, Rogaś! - James spojrzał na niego nieprzytomnym wzrokiem.- Gdzie żeś odleciał?
- Nie widać?- Remus wyjrzał zza książki. Syriusz posłał mu pytające spojrzenie.- Do Lily - mruknął, wyjaśniając.
- Nie gadaj! Przestań wreszcie uganiać się za tą rudą złośnicą.
- Ona nie jest…- zaczął James, ale ten przerwał mu, wstając z łóżka z roziskrzonymi oczami i szerokim uśmiechem na twarzy. 
- Cicho. Ludzie trzeba się rozerwać, nie uważacie?- zawołał z entuzjazmem zupełnie nie zwracając uwagi na jęk Remusa, dobiegający spod książki. Peter ucieszył się. Znowu będzie zadyma, pomyślał.
- Masz racje, przyjacielu. - odpowiedział mu natychmiast James, który zaczął podzielać entuzjazm przyjaciela.- W takim razie co proponujesz?
- Porzucajmy łajnobombami w ślizgonów!
- I bez tego śmierdzą.
- To poznęcajmy się nad Smarkerusem.
- A to jest bardzo dobry pomysł - stwierdził Rogaty i wyjrzał przez okno.- Na błoniach go nie ma. W takim razie chodźcie rozejrzeć się po korytarzach.


Dręczenie Severusa do tej pory jest ulubionym zajęciem Huncwotów. Nie ważne czy im się nudziło, czy nie mogli po prostu znaleźć pomysłu na nowy, oryginalny żart. Zawsze przy tym cierpiał Ślizgon. Wszystko zaczęło się, kiedy jechali po raz pierwszy do Hogwartu. W pociągu było tłoczno, a oni nie mieli miejsca. W końcu wpadli na przedział, w którym siedziały tylko dwie osoby. Zajęli miejsca w przedziale i przywitali się grzecznie, spostrzegając, że przerwali tej dwójce prywatną rozmowę. Cisza mówiła sama za siebie. Po minucie ciszy Syriusz zaczął monolog od komentowania nosa Severusa. Jaki on długi i sterczący. Później był James obgadując jego tłuste włosy. Następnie wyśmiewali się z całej jego budowy ciała. Wszystko mówili dość głośno, aby sam obgadywany to słyszał. Severus wtedy poczerwieniał i spuścił głowę. Za to Lily rzuciła nowych chłopakom oburzone spojrzenie. Kiedy Rogaty wyskoczył z „Cześć mała, jestem James” nie wytrzymała, złapała Sev’a za rękę i bez słowa opuścili przedział. Wrócili dopiero pod koniec podróży, aby wziąć stamtąd swoje bagaże.


- Coś mi się widzi, mój drogi przyjacielu, że nici z naszego planu - mruknął Syriusz, robiąc smutną minę i klepiąc Rogacza po plecach.
- A to niby, dlaczego?- zapytał zdziwiony i podążył wzrokiem za Łapą. Na końcu korytarza drugiego piętra stała Lily, wesoło gawędząc ze Smarkiem. James jęknął.
- Dlaczego ona zawsze musi psuć nam wspaniałe plany? - zapytał, ale nie uzyskał odpowiedzi. Syriusz uśmiechnął się przebiegle, wyciągnął z torby łąjnobombę i wyjął różdżkę. Dobrze wycelował, a po chwili cała zawartość obrzydliwego składniku wylądowała na głowie Snape’a. Wszyscy, oprócz Lilyi Remusa, zaczęli się śmiać. Obróciła się dookoła i spostrzegła Huncwotów, zaśmiewających się do łez. Ruszyła w ich stronę.
- Oho - zaczął Łapa uważnie spoglądając na zbliżającą się Rudą. Spostrzegł jej minę, poklepał przyjaciela i wykrzyknął:
- Wiej!
***
Drukiem pochyłym zostały i zostaną opisywane wydarzenia z przeszłości.

1 komentarz:

  1. Więc mam zajęcie na jutro :D musze nadrobić rozdziały, świetnie opowiadanie, więcej skomentuję jak przeczytam wszystko :D
    Pozdrawiam , xx

    OdpowiedzUsuń