środa, 8 sierpnia 2012

Rozdział 4 - Rozmowa.

- Jest coraz gorzej – powiedział Remus, siadając na łóżku i składając pelerynę niewidkę.
- No co ty nie powiesz – odparł sarkastycznie Syriusz. Spojrzał na Jamesa, który właśnie opatrywał mu ranę na łokciu. Zeschnięta krew sprawiała wrażenie niebezpiecznego rozcięcia, jednak po obmyciu okazała się o połowę mniej groźna niż wcześniej.
- No właśnie, Lunatyku – przytaknął mu James. – Pragnę zauważyć, że to my na tym cierpimy.
- Jeżeli to się powtórzy, to zabronię wam ze mną chodzić. – Syriusz jęknął i zdzielił Rogacza po głowie. Ten nie pozostał mu dłużny i po chwili okładali się wzajemnie czym popadnie. – Mówię poważnie.
- I ty naprawę myślisz, że posłuchamy? – zapytał James cały zasapany, unikając właśnie ciosu Łapy i samemu zadając atak.
- Tak, jeśli pójdę do Dumbledora – odparł. Chłopacy znieruchomieli.
- Nie zrobisz tego.
- Ależ oczywiście, że zrobię. To niebezpieczne! A wy nie zrozumielibyście powagi sytuacji nawet wtedy, kiedy stracilibyście rękę zamiast zwykłego draśnięcia w łokieć!
- Zaczyna gadać jak Ruda – wtrącił Syriusz i wzruszył ramionami na zimne spojrzenie Remusa.
- Daj spokój. Odpocznij, prześpij się. Po obudzeniu będziesz mówił inaczej.
- Przestań, James! Twoje udo nadal krwawi. Kto wie, czy nie będziemy musieli iść z tym do pielęgniarki. – Wstał i zdenerwowany zaczął maszerować po dormitorium.
- Nie będziemy.
- Nie możesz być tego taki pewny.
- Owszem mogę. Mam przy sobie wspaniałego i utalentowanego przyjaciela, który świetnie zna się na magii i jak tylko przestanie zrzędzić, to jestem pewien, że przywróci moje udo do normalnego stanu.
- A ja bym radził się pospieszyć – wtrącił Syriusz i wskazał na zegar. - Za dwadzieścia minut zaczynają się lekcję. A uwierzcie. Nie chcielibyście się spóźnić na transmutację.
- I kto to mówi – powiedział sobie pod nosem Remus i delikatnie zbadał udo Jamesa. Pomimo usilnych starań, przy dotknięciu, z jego ust wyrwał się jęk bólu.
- To nie przejdzie, chłopaki. – Lunatyk wstał. – Trzeba go zaprowadzić do pani Pomfrey.
- Jesteś pewien?
- Zawołajcie Lily – odezwał się James i zacisnął zęby. Rana po dotknięciu wciąż pulsowała kłującym bólem.
- Evans nie jest cudotwórcą, James – sprzeciwił się Remus i usiadł na łóżku.
- Ale jest inteligentniejsza niż my wszyscy razem wzięci – warknął.
- Nie przesadzaj, Rogaczu. – Syriusz wypiął się dumnie. – Śmiesz we mnie wątpić?
- Zamknij się i zawołaj Lily.
- Dlaczego ja? Nie ma mowy! Nie mam zamiaru narażać się na pewną śmierć. Lunatyk, ty ją zawołaj. Ciebie przynajmniej toleruje. A to już coś.
- Jeżeli zawołam Lily, a ona nie będzie umiała pomóc, dajecie słowo, że pójdziemy do pielęgniarki? Nie chcę mieć na sumieniu amputacji nogi Jamesa.
- Dobra, ale idź już po Rudą! – warknął na niego Syriusz i skierował swój wzrok na poszkodowanego.
- Stary, ty płaczesz?

- Lily! Lily! – krzyczał na cały głos, ale odwrócili się wszyscy oprócz wołanej. Pomimo zmęczenia wprawił w ruch swoje mięśnie i biegł do niej dalej. Złapał ją dopiero na schodach.
- Dlaczego uciekasz? – wysapał, ale kiedy miała mu odpowiedzieć przerwał. – I tak nie ważne. Potrzebujemy twojej pomocy. To sprawa życia lub śmierci – dodał, kiedy ruda zmarszczyła nos i przybrała poirytowane spojrzenie.
- Poważnie – dopowiedział, kiedy się nie odezwała tylko odwróciła głowę w drugą stronę.
- A z czym mogą mieć problem cudowni i nigdy niemylący się huncwoci? – zadrwiła. Z jej ust wydobył się pisk, kiedy Remus złapał ją za rękę i siłą ciągnął do swojego dormitorium. Krzyczała i próbowała się szarpać. Tłumu gapiów nie brakowało, choć żaden z nich nie był skory do pomocy. W końcu weszli do środka.
- W ogóle nie powinnam tu przebywać – oświadczyła stanowczo. A wtedy jej wzrok padł na chłopca w okularach zgiętego na łóżku z mokrymi policzkami. Z jego ust wydobywały się pojedyncze stęknięcia. Był w samych bokserkach – w złote znicze – a Lily poczuła jak się rumieni. Spoważniała kiedy ujrzała głębokie rozcięcie na udzie, z którego raz po raz sączyła się krew.
- A ty co!? – wykrzyknęła i wyciągnęła różdżkę podbiegając do niego. Jej postanowienie do zasad złamało się diametralnie w pobliżu zagrożenia. – Siekierą się bawiłeś, czy jak? – zapytała retorycznie.
- Coś koło tego – odparł i znów jęknął. Remus zmarszczył brwi i spojrzał na wesołego Syriusza, który stał tak, że Lily nie mogła go widzieć. Puścił mu oko.
- Potrzebuję bandaże, książkę o ziołach oraz podręcznik do zaklęć. Szybko! – rozkazała stanowczo i pochyliła się nad jego udem.
James poczuł ciarki na plecach i zaczął się pocić. Tętno mu przyspieszyło, ale starał się nie reagować, a tym bardziej nie myśleć o Lily, która schylając głowę znalazła się niedaleko jego krocza. Wziął trzy głębokie wdechy i zmroził spojrzeniem Łapę, który aż krztusił się od śmiechu. Ten w odpowiedzi wystawił mu kciuki w górę i językiem wykonał dosyć nieprzyzwoity gest.
- Mam co potrzebowałaś – oznajmił Remus wpadając do pokoju jak burza. Dziewczyna chwilę kartkowała podręcznik aż w końcu znalazła to czego szukała. – Dobrze. Teraz znajdź mi Wiggen i śluz Gumochłona. I wcale nie mówię o ślinie Pottera.
Następnie wykonała parę skomplikowanych zaklęć nad raną.
- Masz łzy na policzkach – powiedziała, besztając się w myślach za czułość w swoim głosie. Nigdy nie podejrzewała Pottera o coś takiego. Żeby umiał się rozpłakać? I to jeszcze przy kolegach?
- No wiesz. To trochę boli.
- Nie powiesz mi co się stało? – zapytała łagodnie i w tym samym momencie mocno przetarła ranę, aby zetrzeć z niej zeschniętą krew. James głośno wciągnął powietrze.
- Starasz się odwrócić moją uwagę! – powiedział z wyrzutem.
- To mi tego nie utrudniaj – odpowiedziała – i odpowiedz na pytanie. - Spojrzała na niego, a on uśmiechnął się do niej szeroko.
- Kiedy straciłeś zęba? – zapytała spokojnie.
- Co takiego!? – krzyknął i w tym samym momencie znowu przetarła ranę.
- Dobra jest – usłyszała głos Syriusza za sobą.
- Sześć lat znoszenia waszej obecności – odpowiedziała mu. Wzięła do ręki Wiggen i ugotowała ze śluzem Gumochłona. Wolała nie pytać skąd Remus to wziął. Eliksir Wiggenowy powstał bardzo szybko. Podała go Jamesowi. – Może nie smakować zbyt dobrze – ostrzegła. Następnie starannie owinęła nogę Jamesa.
- Masz fajne gatki, ale wolałabym ich więcej nie oglądać, więc postaraj się uważać – poprosiła i spojrzała na zegarek. - Transmutacja zaczyna się za minutę. Potter zostaje tutaj, ale wy na lekcje! – rozkazała.
- Wielkie dzięki, Evans. – James położył się wygodnie i spojrzał płomiennym wzrokiem na Lily.
- Za bardzo się pospieszyłeś. Powiedz mi, Potter, co mnie teraz powstrzyma od rozgadania, że beczysz jak dzidziuś po skaleczeniu? – Uśmiechnęła się słodko i wyszła, zostawiając Rogacza z zaskoczoną miną.

- Genialne - skomentował Syriusz jak tylko wyszła. - Przyznając się, to ja bym na to nie wpadł.
- Rozpłakać się, żeby wzbudzić w niej uczucia? Dziecinne - oznajmił Remus.
- Ale zadziałało - przypomniał mu Łapa.
- Niby kiedy?
- Nie widziałeś jej wzroku? Wyglądała, jakby miała zamiar go przytulić!
- Ja tam myślę, że czuła się skrępowana w pobliżu prawie nagiego chłopaka. Ja bym się tak czuł.
- Powiedziałem ostatnio, że dorastasz? - przerwał im James. - Zmieniłem zdanie - dodał, a Syriusz zaczął się śmiać.
- Dlaczego ja się z wami zadaję? - zapytał sam siebie Remus i złapał za ramię Łapę, wypychając go z sali. - Zajęcia! - podkreślił. James został sam i rozmarzony pomyślał o Lily Evans przytulającej go.

- Powinnyśmy już spać. – Mary schowała swoje poskładane ubrania do szafki i wskazała palcem na zegarek. - Dochodzi jedenasta, a jutro mamy mnóstwo zajęć.
- Jeszcze chwilkę – zaproponowała Marlena i położyła się na łóżko, zginając łokcie i wsuwając dłonie pod głowę. Spojrzała na sufit. – Wiecie co? Mamy szesnaście lat. Może już czas porozmawiać o czymś… bardziej nieprzyzwoitym niż ulubiony aktor.
- Powiedz od razu, że jesteś niewyżyta seksualnie, a nie mącisz nam umysł. – Dorcas, siedząc przed lusterkiem, zmywała swój codzienny nieco za mocny makijaż. Lily poklepała kilka razy w poduszkę i usiadła na łóżku po turecku.
- Chcecie rozmawiać o seksie? – upewniła się.
- Znamy się już sześć lat. Nasza przyjaźń powinna wchodzić na zakazane tematy – wyraziła swoje zdanie Marlena. Dorcas prychnęła i przerzuciła swoje gęste włosy do tyłu. Spojrzała na nią w lusterku.
- A masz coś do powiedzenia w tej sprawie?
- Dorcas! – upomniała ja Lily.
- Ja się nie angażuję – ucięła Mary wychodząc z łazienki przebrana w koszulę nocną sięgającą do łydek.
- Babcia ci to dała? – zakpiła blondynka. Brunetka nie odpowiedziała. – Sorry-wydusiła z siebie widząc zimny wzrok rudej. – To co chcecie wiedzieć? – zapytała.
- Znawczyni się znalazła – odparła Marlena i uniosła się na łokciu. – Łaskawie zdradzisz nam, czy jesteś dziewicą? Albo może nie wiesz?
- Ciebie o to nie muszę pytać – odgryzła się. – Tak się składa, że już nie jestem. – Wstała z krzesła i spojrzała na nią wzrokiem pełnym wyższości.
- To chyba jesteś jedyna – skomentowała Lily. – Ja jestem.
- Ja też – dopowiedziała Mary cichym wzorkiem.
- Miałaś się nie udzielać – powiedziała do niej Dorcas.
- Zmieniła zdanie – odpowiedziała za nią Evans. – To boli? – zapytała zaciekawiona zanim zdążyła ugryźć się w język.
- Tylko pierwszy raz. Chociaż, jeżeli zaczynasz to robić z odpowiednią osobą, to nawet ten nie jest taki straszny. – Dorcas usiadła na łóżku Lily, ponieważ widać było z niego wszystkie pozostałe. Mary zarumieniła się zażenowana. Rozmawianie na takie tematy było nieprzyzwoite! To w żaden sposób nie poprawiało wizerunku kobiety w Anglii. Niestety Dorcas zawsze taka była. Szalona, otwarta, szczera i nieprzewidywalna. Chwytała dzień. Uwielbiała chwalić się swoją urodą i wykorzystywać urok osobisty. Długie, gęste blond włosy lśniły w słońcu i przyciągały chłopców jak magnez. Niektórzy nazywali ją kobiecą wersją Syriusza. Mimo, że nie była aż tak szalona. Uwielbiała imprezować i znajdować się w centrum uwagi. Nie istniało dla niej pojęcie kompromitująca sytuacja. Zawsze potrafiła wyjść z tarapatów obronną ręką. Może to właśnie dlatego Mary skrycie ją podziwiała. Od dziecka jest nieśmiała, przyzwoita i pedantyczna. Zasady są dla niej jedną z najważniejszych rzeczy i dzięki temu dogaduje się z Lily Evans. Trafiła do tego pokoju zupełnie przypadkowo, bo nikt nie chciał mieć w dormitorium takiej szarej myszki jak ona.
- Ja straciłam swoje z Frankiem Longbottomem. – odezwała się nagle, a cała trójka wytrzeszczyła na nią oczy.
- Żartujesz? – zapytała Marlena.
- Nie.
- Przecież Frank chodzi z Alice – powiedziała Mary, choć i tak wszystkie o tym wiedziały.
- Och, spotykają się dopiero trzy tygodnie, a zrobiliśmy to dwa miesiące temu – wytłumaczyła Dorcas.
- Dlaczego akurat on? – zapytała Lily. – Bardziej widziałabym w tej roli Gary’ego. Przecież byłaś z nim ponad trzy miesiące.
- Stanowczo za długo – odezwała się do siebie Dorcas, a następnie zwróciła się do dziewczyn. – Wkurzył mnie. Pierwszy zaproponował seks. Tak się nie robi. No, może tylko według moich zasad. Facet to ma być facet. Powinien poczekać aż dziewczyna będzie na to gotowa, choćby i kilka lat.
- Ale z Frankiem w ogóle się nie spotykałaś! – wykrzyknęła Marlena.
- No to co. – odpowiedziała jej krótko Dorcas. – Niezłe z niego ciacho. Prawie jak huncwoci. I jest romantyczny. Zapalił ze dwie świece.
Lily zachichotała jak mała dziewczynka. Koleżanki spojrzały na nią dziwnie.
- Mój pierwszy raz powinien być spontaniczny. Żadnych planów, żadnej scenerii. Jeżeli będę na to gotowa, to po prostu to zrobię.
- Najpierw, moja droga, to trzeba sobie znaleźć chłopaka. – odparła Dorcas.
- Ty go nie masz!
- Bo żaden nie dorasta mi do pięt – stwierdziła niczym niezrażona. – Mary, całowałaś się chociaż raz?
- Dor! – upomniała ją Lily drugi raz.
- No co? – żachnęła się. – Tylko zapytałam.
Mary odchrząknęła cichutko i zakręciła róg poduszki na palec. Jak ma powiedzieć Lily, że całowała się z Michaelem? Przecież to jej były! Pomimo, że zerwali ze sobą 2 lata temu, to i tak nie wypada umawiać się z ex swoich przyjaciółek. Dziewczyny wlepiały w nią wzrok. Myśl, Mary! Myśl! Powiedzieć, czy nie powiedzieć?
- Ja… - zaczęła cicho i przygryzła wargę.
- No? – pogoniła ją Dorcas. – Sama mówiłaś, że musimy iść szybciej spać, to streszczaj się.
- Właściwie to ja się z kimś spotykam – wydusiła z siebie, czerwona jak dorodny burak. Blondynka zagwizdała.
- Kim jest ten… wybraniec?
- Michael Ross. – Cichy szept był ledwo słyszalny, jednak udało im się wychwycić jego tożsamość.
- Ten Michael Ross!? – wykrzyknęła zdziwiona Dor. – Ale numer! Przecież on chodził z Lily!
- Stare czasy – wtrąciła właśnie wspomniana.
- Stare, nie stare, ale i tak etykieta mówi, że się nie spotyka z byłymi koleżanek! – wytknęła jej Dor. Mary wyglądała jakby się miała za chwilę rozpłakać.
- Przestań, Dorcas, proszę cię. Nic nie szkodzi. Jeżeli Mary jest z nim szczęśliwa to świetnie, że się spotykają. Michaela przynajmniej znam…
- Nawet bardzo dobrze – wtrąciła blondynka.
- I wiem – kontynuowała Lily – że jest naprawdę dobrą osobą. W sam raz dla Mary! Pasujecie do siebie.
Brunetka uśmiechnęła się z wdzięcznością. Myślała, że będzie gorzej. Docinki Dorcas można pominąć, bo taka już była jej natura. Najważniejsze, że Evans zaakceptowała ten prawie związek. W końcu nie pokazują się jeszcze publicznie, a na randce byli dopiero dwa razy.
- Wracając do tematu – odezwała się Marlena. – Chciałabym wreszcie stać się kobietą.
- Daj spokój, Lena. Jeszcze masz czas. – odpowiedziała jej Evans.
- Mam czas? –zapytała ze śmiechem. – Czas? Voldemort rośnie w siłę. Wszyscy wiedzą, że zwołuje zwolenników i planuje atak na Ministerstwo Magii. Może nawet i na Hogwart.
- Nie odważy się – odparła Lily. – Nie, kiedy Dumbledore żyje.
- Ale to też człowiek. Nie będzie żył wiecznie.
- Nawet tak nie mów.
- No i pozostaje jeszcze kwestia naszych rodzin, które są całkowicie zagrożone i…
- Marlena! – krzyknęła rudowłosa. – Przestań tak myśleć. Jesteś czystej krwi, grozi ci najmniejsze niebezpieczeństwo.
Wszystkie zamilkły. Dorcas zsunęła się z łóżka Evans i poszła do swojego. Lily rozłożyła się wygodnie, a Mary zgasiła światło. Za oknem rozległ się błysk, wprowadzając na sekundę jasność do pokoju. Zaraz potem rozległ się odgłos grzmotu.
***
Ha! Nikt nie spodziewał się rozdziału tak szybko, czyż nie? Mało się dzieje, to prawda, ale spokojnie. Po pierwsze mamy dopiero rozdział czwarty, a po drugie to nie ma być kryminał. Żadnej dedykacji, tylko podziękowania. Dla Joasi036 i Rosmaneczki. Cieszę się, że chociaż wy zostałyście.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz