Nie da się porównać radości Huncwota po stanięciu na własne nogi do
niczego. Przez to całe leżenie w łóżku o mało nie nabawił się choroby
psychicznej. Czytanie tych samych informacji każdego dnia przyprawiało
go o zawroty głowy. W każdej gazecie przynajmniej jedna strona była z
napisem „Czarny Pan rośnie w siłę”. Ludzie zaczynają siać panikę.
Przepowiadają wojnę i koniec świata Mugoli. Czarodzieje z nie magicznych
rodzin wynajdują coraz to nowsze miejsca do ukrycia siebie i swoich
bliskich. Jedno jest pewne. Bitwa w końcu się stoczy. Pytanie tylko –
kiedy?
Rozciągnął się, a sztywne kości wydały jęk protestu.
Odchylił swój kręgosłup do tyłu i zaklął, kiedy z trudnością powrócił do
poprzedniej pozycji. Czuł się jak emerytowany rozrabiaka. Syriusz puka
panienki, a on śpi i odpoczywa. Powinien oszczędzać nogę, ale kto
normalny dba o zalecenia lekarza? Dobrze chociaż, że Evans załatwiła mu
zwolnienie za te trzy dni u dyrektora. Dumbledore nie jest głupi. Umie
rozpoznać kiedy ktoś kantuje, a kiedy mówi szczerą prawdę. Wstał i
podniósł bluzkę z podłogi. Powąchał ją, skrzywił się i odrzucił w dalszy
kąt pokoju. Kolejna nie była aż tak śmierdząca i można ją było ubrać.
Wypryskał jedną trzecią dezodorantu i podążył do łazienki żeby umyć
zęby. Jeszcze tylko poczochranie włosów dla ich ułożenia i był gotowy do
wyjścia. Bez spodni. Zaklął pod nosem i przekopał kilka pagórków
ciuchów aż w końcu znalazł jakieś czyste. Szybko je wciągnął i wyszedł z
dormitorium wciągając rześko powietrze. W pokoju wspólnym była tylko
pierwsza i czwarta klasa. Reszta miała jeszcze lekcje. Ruszył w kierunku
swojego ulubionego fotelu, a pierwszoroczni uciekli w popłochu przed
jego siadającym tyłkiem. Całkiem miło. Wyciągnął różdżkę i rzucając
Wingarduim Leviosa na poduszkę, lewitował nią nad głową. Wprost nie mógł
się doczekać treningu quidditcha, który będzie około godziny
siedemnastej popołudniu. Nawet wojna nie mogłaby go powstrzymać od
latania na miotle. W jednej z gazet przeczytał ciekawy artykuł na temat
łapania znicza i zamierzał ten chwyt wypróbować.
Czwartoklasistki spoglądały na niego i chichotały jak nienormalne. Jedna
z nich, w krótkiej spódniczce, specjalnie upuściła książkę i schyliła
się po nią wypinając pośladki i robiąc seksowną pozę. Nie zwrócił na to
najmniejszej uwagi. W końcu dla niego liczyła się tylko jedna kobieta.
Ta, która za nic nie chciała mu ulec.
Opuścił poduszkę z powrotem na kanapę. Wstał i schował różdżkę do kieszeni. W jego głowie narodził się znakomity pomysł.
- To co z tym Hogsmeade, Lily? – zapytała Marlena i podciągnęła rękawy
swojego fioletowego sweterka, który uwydatniał jej biust.
- Jeszcze się zastanowię – odpowiedziała rudowłosa, poprawiając torbę na ramieniu.
- Nie ma czegoś takiego, jak: zastanowię się. – Dorcas położyła jej
rękę na ramieniu. – Idziesz i już. Muszę ci wybrać jakieś wyzywające
spodenki. Twoje urodziny były w styczniu. Mamy kwiecień. A dalej
ubierasz się jakbyś miała osiem lat.
- Dzięki Dori – odparła Lily z sarkazmem.
- No co? Mówię jak jest.
- Myślę, że nie powinnaś namawiać Lily do innego ubierania się.
Niektóre twoje ubrania są zbyt obcisłe. – Mary wyraziła swoją opinię.
- Zamilcz, zakonnico – dogryzła jej Dor. – Mięśniak na dziesiątej.
Widzimy się na obiedzie. Ciał. – I zniknęła zanim Evans zdążyła jej
zwrócić uwagę.
- Ona nie….
- Wiem, Lil. Dokuczanie mi to
jej natura – przerwała jej Mary. Na jej twarzy zagościł uśmiech kiedy
spojrzała w kierunku Michaela, który wyraźnie dawał znak, żeby do niego
dołączyła. Pobiegła do niego i pocałowała w usta.
- Cieszę się, że z nim jest – skomentowała rudowłosa.
- Ja też – odparła Marlena. - To jaki jest pomysł na dzisiejszy… - nie dokończyła.
Pchnęła drzwi. Korytarz cały był wypełniony latającymi zniczami z
brokatem na skrzydełkach, tak że ich nadmiar sypał się z góry. Na środku
stała piątoklasistka, z przetransformowanymi częściami ciała. Jej
dłonie wyglądały jak stopy, usta były w rozmiarze XXL, a uszy zwisające
jak u psa.
Dziewczyny otworzyły usta ze zdziwienia. Trochę zbyt
późno cofnęły się. Lily nos zmienił się w jak u słonia, natomiast
Marlena zamiast włosów miała pióra. Nie było żadnych wątpliwości kto za
tym stał. Tym bardziej, że dopiero dzisiaj mógł zwlec się z łóżka.
- Bomba! – koło nich przebiegł Syriusz. Wyszedł wyglądając jak Brat Pitt.
- Czemu ty wyglądasz tak… a my tak? – Marlena wskazała na swoje włosy.
Black starał się opanować. Naprawdę starał się jak mógł. Jednak widok
piór, zamiast wiecznie idealnie ułożonych włosów, był silniejszy.
Wybuchnął śmiechem sprowadzając w to miejsce innych, zaciekawionych.
Razem z McGonagall.
- Potter! – wrzasnęła tym swoim głosem.
Gdyby uszy mogły parować, to z jej wylewała by się woda. Wszyscy
ucichli, a James, który znikąd pojawił się obok Lily, podszedł do Pani
Profesor.
- Nie ma pani żadnych dowodów…
- Nie potrzebuję dowodów – przerwała. – Ja w i e m, że to ty.
- Ale pani wiedza, nie może skarać mnie za coś, czego potencjalnie
mogłem nie być sprawcą. – Puścił oko w kierunku Lily, a ta odpowiedziała
gniewnymi iskierkami w oczach. Uwielbiał te momenty. Wygląda wtedy tak
wspaniale. Nawet z tą słoniom trąbą.
Pani Profesor głośno wciągnęła
powietrze dwa razy. Doskonale wiedziała, że bez żadnego dowodu nie może
go ukarać. Nawet jeżeli byli świadkowie, to nikt nie wkopie Pottera.
Złamałby im później kark.
- Posprzątaj to. – Odwróciła się i poszła.
James machnął różdżką i wszystkie znicze zniknęły. Ale uszkodzenia ciała zostały.
Brat Pitt podszedł do niego z czarującym uśmiechem.
- Możesz mnie odczarować, bo wyglądając normalnie jestem piękniejszy.
Panna Jules przeglądnęła się w lustrze. Tworzący się pryszcz na
policzku nie wyglądał zbyt pociągająco. Nałożyła podkład na palec,
roztarła go i wtarła w twarz. Lepiej, ale nie do końca. Nałożyła puder.
To nie to. Wtarła w pryszcza masę korektora i jeszcze raz obejrzała. Już
był niewidoczny, a cera gładka. Użyła błyszczącego cienia na powieki i
podkreśliła oczy czarną kredką. Następnie starannie wytuszowała rzęsy,
aby były idealnie oddzielone. Włosy przeczesała palcami, ułożyła tak,
aby podkreślały kontur jej twarzy i spryskała lakierem. Jeszcze tylko
różowa pomadka i była gotowa na wyjście z dormitorium.
Po
drodze minęła się z Dorcas. Nienawidziła tej dziewczyny. Była szalona i
spontaniczna, uważała się na królową świata. Chłopcy na nią lecieli.
Jedna z mistrzyń flirtowania. Zaraz po mnie, pomyślała. Wygładziła
spódniczkę, podniosła głowę i rozszerzyła oczy, aby wydawały się
większe. Ale to ja zdobyłam Blacka. To z nim spędziłam czas. I to ja go
poznałam… dogłębnie. Zachichotała. Skoro już z się z nim przespała, to
teraz nie pozwoli mu odejść. O nie. Od niej się nigdy nie odchodzi.
Minęła pryszczatych szóstoklasistów, którzy patrzyli na nią jak na
bóstwo. Ślinili się na jej widok i marzyli, aby chociaż powiedziała im
cześć. Ale to się nigdy nie wydarzy. Jest zbyt piękna, żeby zniżać się
do ich poziomu. Minęła zazdrosną grupkę dziewcząt, które od razu zajęły
się komentowaniem jej stroju i wyzywaniem od ladacznic. Każda z nich
chciała przekonać drugą, że postawa Junes jest nic nie warta, ale w
środku pragną tego co ona. Sławy i urody. Wysłała im buziaka, wywołując
kolejną falę komentarzy i poszła tam, gdzie było największe zbiorowisko.
Żadne wydarzenie w tej szkole nie może się odbyć bez jej udziału. Żadna
impreza. I choć kilka tygodni temu była szarą myszką, teraz jest
gwiazdą. I spała z Syriuszem Blackiem. Dostrzegła go w tłumie i ruszyła w
jego stronę. Zobaczył ją i uśmiechnął się. Powiedział coś Potterowi, a
wtedy on się odwrócił i zmierzył ją wzrokiem.
A może by tak sprawić,
aby dwóch najprzystojniejszych i najbardziej pożądanych samców w szkole
pragnęli tylko jej? I aby pobili się o jej urodę? Doskonały plan, który
nie wymagał żadnego przemyślenia. Ona jest mega laską, a oni
mięśniakami, którzy takiej pragną. Opuściła bluzkę na dół, aby biust był
bardziej widoczny i mijając Syriusza podeszła do Jamesa. Obydwaj byli
zaskoczeni.
- Cześć – powiedziała, stając o wiele bliżej niż powinna.
- Cześć – odpowiedział jej ostrożnie. Widać było, że nie wiedział co ma
teraz zrobić. To była panna jego przyjaciela, ale tylko na jedną noc,
czy na stałe? Spojrzał po nad nią na Syriusza i zrobił głupią minę.
- Te twarze to twoja sprawka, czy ich natura? – Kiwnęła głową w
kierunku Marleny i Lily. Musiała odsunąć przywiązanie Jamesa do Evans, o
którym wiedziała cała szkoła. W oczach Pottera mignął cień złości, ale
nie obronił rudowłosej. To już kawałek sukcesu.
- Syriusz mówił ci o mnie? – zapytała, uwydatniając usta i robiąc minę jak mała, sprośna dziewczynka.
- Tak. – Denerwowały ją takie krótkie odpowiedzi. On powinien lgnąć do jej stóp, a nie odsuwać się.
- Jestem Ellie Jules.
Syriusz wypuścił powietrze przez nos. Więc to tak się nazywała!
- Mnie już znasz – odparł James i potargał włosy.
Stała obok ze słoniom trąbą patrząc jak jakaś blondynka flirtuje z
Jamesem. W pewnej chwili miała jakiś dziwny, zupełnie do niej nie
podobny odruch. Chciała wyrwać jej kłaki z cebulkami i wsadzić do tych
pomalowanych ust. Zaraz jednak przywołała się do porządku. Można by
uznać to za zazdrość. Zazdrość? O Pottera? Zaśmiała się cicho czym
zwróciła jego uwagę. A tak bardzo nie chciała.
- Z czego się śmiejesz, Evans? – zapytał, całkiem ignorując Ellie, co jej się zupełnie nie spodobało.
- Przypomniałam sobie o twojej głupocie, baranie – odpowiedziała mu.
Jej głos miał inną barwę. Przez ten nos nie mogła wymówić „r”.
Uśmiechnął się huncwocko.
- Małe problemy? – Jego był lekceważący.
- Wal się.
- Idź trąbić gdzie indziej – wtrąciła się blondynka i położyła dłonie na klatce piersiowej Jamesa.
- A ty puszczać się.
Black i Potter zamarli. Rudowłosa zakryła usta. To n a p r a w d ę można by podpiąć pod zazdrość.
- Zresztą mało mnie to interesuje – dodała szybko. – Odczarujesz mnie,
gumochłonie? – zapytała Jamesa. Uśmiech nie schodził mu z twarzy, jednak
bez komentarza wyciągnął różdżkę, wypowiedział coś i i jej twarz i
Marleny włosy wróciły do normalnego stanu. Podeszła do niech Dorcas z
rozmazanym błyszczykiem. Szybko ogarnęła wzorkiem całą sytuację. Jej
wzrok zatrzymał się na dłoniach Jules, nadal leżących na klatce Jamesa.
- Nie wiedziałam, że gustujesz w pustakach – skomentowała. Potter
zrzucił dłonie Ellie, jakby zaczęły go parzyć. Zależało mu na poparciu
Dor w sprawie podrywu Lily. Tylko ona potrafiła jej, na swój własny
sposób, przemówić do rozumu. I tym samym pomóc jemu.
- To koleżanka Syriusza – odpowiedział jej. Pokiwała głową jakby coś zrozumiała i odwróciła się w stronę Blacka.
- Idź gdzie indziej i pobzykaj swoją pannę, bo zacznie się robić
nieprzyjemnie – doradziła mu. James spojrzał na nią pytająco. Pokręciła
głową. Ten cień zazdrości, który wcale nie musiał być zazdrością, nic
nie znaczył. Aby uniknąć dalszej kłótni pociągnęła Evans za rękę. –
Chodźmy po te zgody na wyjście do Hogsmeade.
Dobrze, że
Potter mógł całą swoją złość wyładować później na boisku. Miał do siebie
żal. Jakby od razu zrzucił ręce Jules, to może w końcu Dorcas
przekonałaby się co do jego poważnych zamiarów w stosunku do Lily. A
teraz musiał znowu zdobywać jej zaufanie. Powiedziała mu, że jak w końcu
zobaczy, że mu na niej naprawdę zależy to z nią pogada. I postara się,
aby Lily odpowiedziała twierdząco na jedną randkę z nim. Uderzył się w
czoło. Czemu musiał być takim idiotą? I czemu to wszystko jest takie
trudne?
Jest kwiecień. Rok szkolny kończy się za dwa miesiące. Do
tego czasu sprawi, że Evans go pocałuje. Z własnej woli. I nie będzie
chciała go puścić.
***
Dlaczego notka akurat dzisiaj? A bo dzisiaj są moje urodziny, dlatego ;)
Długo nie było rozdziału - długo nie będzie, znając siebie samą.
Zupełnie nie miałam pomysłu, o czym Maddie wie ;p, dlatego ten post był pisany jakby na siłę. Wybaczcie i do napisania!
Noooooo robi się ciekawie!
OdpowiedzUsuńLilka.